„Mój Abramie, co to pomoże?“ tłomaczył chłop, „nie dam rady i tyle. Po co bałamucić i tracić czas. Idę.“
„Proszę was, jeszcze raz spróbujcie.“
„Et! próżny zachód, i tyle.“
„Spróbujcie, ja wam pomogę, będę się czepiał rękami i nogami, Mój Mateuszu!“
„Skoro koniecznie, spróbuję, ale już ostatni raz.“
Owinął sznur koło ręki, oparł się mocno nogami i z całych sił ciągnąć zaczął. Abram gramolił się po ścianie dołu, wykrzykując radośnie:
„Git, git! jeszcze trochę, aj, Mateuszu, wy macie moc, wy ciągniecie jak maszyna parowa, wy wielki mocarz, wy jesteście.“
Nie dokończył zdania, gdyż ziemia, naciśnięta ciężkim butem, osunęła się i chłop wpadł do dołu.
„A niechże cię siarczyste!“ zawołał, „potrzeba mi było Żyda słuchać.“
Abram dygotał z przerażenia.
„Chyba cię tu na pieprz utłukę, stary cyganie.“
„Wyście mnie już i tak utłukli,“ jęczał Abram. „Zbiłem sobie drugie kolano, a co teraz będzie? co teraz będzie?“
Chłop milczał.
„Mateuszu, ja was pytam: co teraz będzie?“
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —