Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.
—   46   —

Widać spaliście doskonale, skoro tak prędko noc wam zeszła.“
„A jużci!“ odrzekł Mateusz ziewając.
„No, ruchajcie się teraz, radźcie co, już widno.“
Mateusz wstał, przeciągnął się i myślał jakiś czas.
„Nu co? nu co?“ pytał z niepokojem Abram.
„Nu, no nic.“
„Jakim sposobem może być nic? musi coś być.“
„Bajki!“
„Co to znaczy bajki?“
„Żeby noc nie była taka ciemna, byłbym się wnet z tego dołu wydobył.“
„A teraz?“
„Zaraz wylezę.“
„Więc nie będziecie czekali na Kogucińskiego?“
Mateusz, nic nie mówiąc, wydobył z kieszeni nóż, zaostrzył nim kawałek gałęzi, znalezionej na dnie, i zaczął wbijać wgłębienie w ścianie dołu. Gdy ich zrobił kilka, dostał się po nich w górę, tak, że rękami dostał brzegu jamy. Tyle mu tylko było potrzeba. Uchwyciwszy się za wystająco z ziemi korzeń, wzniósł się na rękach dy góry i z wielką zręcznością na powierzchnię się wydobył.