„Eh! dzień, komu dobry, to dobry, a zdrowie mogę mieć z Boskiej łaski, nie z żydowskiej.“
„Mnie się zdaje, co pani miała dziś przykre spanie.“
„Jakie miałam, takie miałam. Komu do tego zasię!“
„Jagno,“ zaczął Koguciński, „nie bądź ty taka sprzeczna, dalibóg, słuchać niemiło.“
„To sobie uszy zatkaj pakułami.“
„Jaguś, pókim dobry.“
„Bądź sobie zły, garnek z gorącą wodą jest.“
„Na co państwo w kłótni macie być,“ rzekł poważnie Abram, „ja tu naumyślnie, w pani Kogucińskiej interesie, przyszedłem.“
„Co?“
„Żebym tak zdrów był.“
„To gadajcie żywo.“
„Wolę poczekać, aż pani będzie dobra, zresztą maleńki to interes.“
„Czy duży, czy mały, trzeba powiedzieć.“
„Po co? Ja nawet nie wiem na pewno, że pani nie lubiła nigdy.“
„Korali?“
„No, takich czerwonych korali, co kobiety na szyi noszą.“
„Pokażcież je żywo!“
„Ja wcale nie powiedziałem, że mam korale przy sobie, tylko że przyszedłem
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.
— 53 —