dzielnie to pani Kogucińska jest osoba, i ja też jeszcze jestem osoba... ale w drodze to my potrzebujemy jeszcze jednej osoby... Niech Koguciński jedzie z nami.“
„Mówiłem, że o pozwolenie trzeba prosić.“
„To co? jechać na leśniczówkę i poprosić.“
Koguciński spojrzał na żonę, a ta skinęła głową nieznacznie, poszedł więc konia zaprządz. Baba wybiegła do komory, aby się ubrać do drogi i pieniędzy wydobyć trochę z ukrycia. Abram sam w izbie zostawszy, grzał ręce przy kominie i myślał.
Przedewszystkiem zastanawiał się nad tem, skąd dostać korali, po które Kogucińska jedzie, bo te, o których jej opowiadał, istniały tylko w jego fantazyi. Trzeba było czemś babę zainteresować, ułagodzić jej gniew, skłonić do zniżenia ceny skórek, więc Abram wymyślił korale. Cóż teraz robić? Przedewszystkiem trzeba skorzystać z bezpłatnej furmanki i wygodnie pojechać do domu; w domu poprosić żony, żeby przepytała znajome Żydówki, czy która nie ma jakich korali na sprzedaż. Jeżeli znajdzie się taka, to dobrze, można będzie od jednej i od drugiej strony coś zarobić; jeżeli się nie znajdzie, to także dobrze. Abram powie, że właścicielka korali akurat na ten czas wyjechała na parę tygodni, a przez ten czas można będzie nietylko jeden sznur, ale choćby całą
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.
— 61 —