i ze środka; oni mają kombinacye swoje, obrachowania... a jednak, wierzcie mi, Mateuszu, i dla nich, i dla takich mędrców, śmierć jest straszna... mówić o niej nie lubią. Dlaczego? To bardzo prosty interes. Oni wiedzą, jak odpędzić złego ducha; oni wiedzą, jak poradzić na złe oko; oni mają sposób na zrobienie kozła z barana... ale na śmierć nic nie mogą poradzić. Pomimo ich mądrości, ludzie umierają, giną jak muchy.“
„Juścić prawda,“ rzekł Mateusz.
„To widzicie, jedni; prócz nich, są drudzy... nawet wstyd przyznać, między naszymi Żydkami. Są paskudniki, bezbożniki, apikoresy, niedowiarki, zdrajcy, trefniaki, gałgany, którzy powiadają, że człowiek zaczyna się w tej godzinie, w której na świat przychodzi, a kończy się wtedy, gdy ostatni dech oddaje... Ci mówią, że to, co tu na ziemi, to nasze, a potem nie ma nic.“
„O, to nieprawda.“
„Te łajdaki powiadają, że prawda... i dlatego, że tak powiadają, i że w to wierzą, boją się śmierci jak ognia. Teraz, czy wiecie, Mateuszu, dlaczego ja wam to mówiłem?“
„No, dlaczego?“
„Dlatego, żebyście się przekonali, że i nabożny człowiek i apikores, gałgan, co niby jest Żyd, a nie Żyd, co za rubla może się zrobić nawet Cyganem albo Turkiem, także
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.
— 69 —