kiedy się odrywa od ciała dusza, która nie jest przyszyta, jak kołnierz do kapoty, ale siedzi głęboko we wszystkich dwustu czterdziestu ośmin częściach człowieka! Aj, Mateuszu, korek z butelki wyjąć... i to trudno, cóż dopiero duszę z ciała!“
„Widziałem ja ludzi, którzy umierali cicho, spokojnie, bez krzyków i bez strachu... ot, niejeden przysposobi się na śmierć, a gdy ona przyjdzie, westchnie tylko i już po nim... Dusza uleci, niby gołąbek, a umarły leży sobie, jakby spał. Owszem, wypięknieje nawet na gębie i uśmiech taki ma, jakby mu bardzo błogo było...“
„Niech nasze wrogi taką błogość w sercu mają! Wy jesteście gruby człowiek, wy się nie znacie na takich interesach, wy nie wiecie nic...“
„A cóż wam wiadomo?“
„Nawet nie wiem, czy warto wam opowiadać, czy wy potraficie to zrozumieć.“
„Ha, dlaczego nie? toć się słyszało niejedno.“
„Nie będę wam mówił, jak wygląda anioł śmierci... niech jego moje oczy nie widzą!... nie będę wam mówił, z jakim bólem dusza z człowieka wychodzi... bo powiadacie, że ona wyfruwa, jak ptaszek... Dobrze, ale co dalej ten ptaszek robi? z kim ma do czynienia?“
„Albo ja wiem, jak po waszemu tłomaczą takie rzeczy.“
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.
— 71 —