Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

„Nie znasz się, Abramie, na precedurze sądowej, lepiej swoich skórek pilnuj.“
„No, właśnie, że ja swojej pilnuję i dlatego pan adwokat nie miał jeszcze, Bogu dzięki, żadnej sprawy ode mnie.“
„Za dużo gadasz, panie Abramie, a to nie jest bezpieczne.“
„Oj, oj, jak dla kogo, co ja mogę do tego interesu dołożyć? ja chłopom zębów nie wybijam.“
„Ale w sądzie Abram bywa, sprawy ma.“
„Tak czasem. Komu się nie trafi być w sądzie?“
„Z sądu do kryminału nie daleko...“
„No, to po co pan adwokat codzień w sądzie jest?
„Słuchaj-no, Abramie, to obelga.“
„Jaka obelga, to może być dobra rada, ostrzeżenie.“
„Żebyś ty zmarniał, gałganie.“
„Mnie się zdaje, że to jest prawdziwa kodeksowa obelga.“
„To jest tylko przyjacielskie życzenie.“
Rzekłszy to, pan adwokat splunął i odszedł.
„Widzi mi się, Abramie,“ rzekł Mateusz, „że was ten kręciciel trochę obraził, ja mogę być świadkiem.“
„Na co?“
„Żebym świadczył, jako prawda.“
„I co z tego?“