i podkowy miała stare, stępione, właśnie jak Mateuszowy koń.“
„Prześwietny sądzie,“ rzekł Mateusz, „kowal żyjący jest, może poświadczyć, jako tydzień temu okuł mego konia na ostro, jeszcze mu nawet nie zapłaciłem.“
„Przez tydzień podkowy mogą się stępić,“ rzekł Koguciński. „Co się macie zapierać Mateuszu, lepiej się przyznajcie po dobroci, to sąd będzie dla was miłosierniejszy i koza lżejsza.“
„Idźcie wy!... Do czego mam się przyznać, skoro nie tylko dąbka, ale nawet patyka marnego nie ruszyłem?“
„Sikora nie po raz pierwszy oskarżony jest o tego rodzaju sprawki,“ rzekł sędzia.
„Złych ludzi nie brak na świecie,“ odrzekł chłop poważnie, „skarżyć mogą bo sąd prześwietny jest cierpliwy i lada bajów słucha, ale za rękę nikt mnie nie złapał.“
„Niech Koguciński mówi dalej.“
„Prześwietny sądzie! Powiadam i mówię sprawiedliwie... odrazu miałem na Mateusza posądek, bo nawet kiedyś spotkałem go w lesie i widziałem, jak się owemu dąbkowi przyglądał, właśnie tak patrzał na niego miłosiernie, jak kot na sadło, aż się oblizywał, bo też to, proszę prześwietnego sądu, i dąbek był ładny, czy na powalinkę, czy na słupy samo prawie. Tedy pewny
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.
— 87 —