Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/136

Ta strona została uwierzytelniona.

z próżnemi rękami, wyczerpawszy się prawie co do grosza, bom na furmanki nie żałował.
— No, to miałeś pan twardy orzech do zgryzienia.
— A widzisz pan, tak to z kobietami, zdaje się, że ciotka, solidna kobieta, o głupstwach żadnych nie myśli; skąpi, grosz do grosza ciuła, pieniądze zbiera, ma się rozumieć dla kogoż, dla familii, dla siostrzeńca, a tu naraz masz! Przychodzi jakiś obieżyświat, obcy zupełnie, bierze babę na romans, pieniądze wyłudza i...
— Zdaje się, że to już bezpowrotnie stracone?
— Hm... albo ja wiem, wogóle trudno gonić wiatr w polu, ale ciotce pozostał domek z ogrodem, gospodarstwo i trochę zagonów w polu... Amator na to się znajdzie.
— Czyż ciotka pańska ma zamiar to sprzedać?
— Koniecznie. Powiada, że sprzeda to natychmiast za byleco. Mówi: skompromitowana jestem, wszyscy się śmieją ze mnie, wytykają palcami i mają racyę. Juścić zabawnie wygląda, jak kobieta w jej wieku za mąż się wybiera, a jeszcze zabawniej, jak narzeczony od niej, obłowiwszy się pieniędzmi, ucieka. W każdym razie sprawa przykra — ciotka rozpacza, mówi, że jeszcze jak świat światem, żadnej kobiety z domu Rymszów taki despekt nie spotkał.
— Alboż ciotka pańska Rymszówna?
— A tak, Rymszówna, po mężu Krowicka.
— Co u licha! jakże jej na imię, może Helena?
— Jakbyś pan wiedział, że Helena... Czy ją pan znasz?