Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

mowała też Zygmunta bardzo serdecznie i zapraszała, żeby częstym gościem bywał.
Kwiatkowski oddał żonie zarobione pieniądze, była też tego wieczoru mniej skrępowaną, niż zwykle.
O godzinie 8-ej ktoś zadzwonił. Mania zarumieniła się jak wisienka, na twarzy miała uśmiech, który wszakże zniknął zaraz na widok wchodzącego jegomości, nieznajomego jej zupełnie. Był to mężczyzna krępy, czerwony na twarzy, dość korpulentny, ubrany bardzo starannie, nawet elegancko, tak, że sam Kwiatkowski na pierwszy rzut oka, nie poznał swego byłego pryncypała.
Przedstawiony jako kuzyn, węglarz zaczął opowiadać całą historyę o ciotce, starając się jednak używać wyrażeń jaknajmniej szorstkich; w towarzystwie kobiecem krępował się, był jakby zażenowany.
W pół godziny po nim przyszedł Zygmunt. Nie spodziewał się, że zastanie kogo obcego, a jak każdy zakochany obawiał się, że ma przed sobą rywala, lecz jedno spojrzenie Mani rozproszyło jego obawy.
Ci państwo doskonale porozumiewali się wzrokiem, aczkolwiek słowami nie powiedzieli jeszcze zbyt wiele. Mania o skłonności Zygmunta wiedziała tylko od Wandy, on też tą samą drogą się dowiedział, że panna Kwiatkowska nie żywi ku niemu niechęci.
To im obojgu wystarczało tymczasem. Widywali się u pani Zofii, ale i tam rozmowa była