na moich dzieci weselach, na chrzcinach moich wnuczków ja się tak nie śmiałem, jak ja się dzisiaj uśmiałem. Aj, aj, takie przechodzone, takie stare zniszczone futro!...
— Nu — wtrącił czarny — stary Mojsie się śmieje, a nam płakać się chce. Ładne czasy, jeżeli za ten gałgan tyle żądają, ile może kosztować używane sobole?
— Ny, co ty paskudniku chcesz? to też jest sobole, z tego gatunku co w plecy kole... To antyk jest, amatorska sztuka. Nu, tylko ja widziałem, jak ostatniego amatora na Powązki wynieśli. Teraz już wcale amatorów niema.
— Słuchajcie no panowie — rzekł poważnie Kwiatkowski...
— Aj waj, panowie, ładne panowie, co chodzą z workiem na plecy! Powiedz pan od razu: słuchajcie łapserdaki.
— Więc słuchajcie łapserdaki, kupujecie — czy nie?
— Owszem ja mogę kupić... kamaszów, dobrze zapłacę.
— Ja kupiłbym parę czego innego, to najlepszy towar jest.
— Może pan ma kamizelki?
— Nie mam, kupujcie to, jeżeli chcecie, a jeżeli nie, to idźcie do milion...
— Aj waj, my doskonale znamy ten adres... wszystkie panowie nas tam odsyłają.
— Drzwi otwarte, nikt was nie trzyma.
— My już idziemy, bądź pan dobrodziej zdrów. Szkoda, dalibóg lepszej ceny nikt nie da. Prze-
Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/148
Ta strona została uwierzytelniona.