Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/187

Ta strona została uwierzytelniona.

spłacę. Pan, jeżeli go kiedy spotkasz, udaj, że go nie widzisz i nie znasz, albo, co lepiej, odrazu pluń mu w oczy.
— Ale...
— Nie ma ale, kochany panie, jesteś jak małe dziecko, głos twój w tym razie nic nie znaczy. Słuchaj, co ci każę; rób co mówię i wierz, że tak będzie dobrze. No, mój drogi, mój kochany, jeszcze kufelek, a może kieliszek wina?
— Dziękuję.
— Nie dziękuj, tylko pij. Ach, już późna godzina, ten łotr śpi. Co ja dałbym za to, żebym go teraz pod ręką miał! Grubo zapłaciłbym za tę przyjemność. A wiesz kuzynie, co ja zrobiłbym z niego?
— Lepiej dać mu pokój...
— O za nic! przysiągłem — to święte. Zrobię z niego bigos, siekane zrazy, kotlety, zmiażdżę, potłukę, tak, że mnie do śmierci nie zapomni.