Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/33

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czworo.
— Czworo dzieci, czworo dzieci! I pan na kolei chleba szukasz. Czy wyobrażasz sobie, że dyrektorem zostaniesz?
— Nic sobie nie wyobrażam, pracować pragnę, choćby na najskromniejszem stanowisku. Zresztą głównie mi idzie o to, abym się zahaczył, a dalej moją rzeczą będzie zasłużyć sobie na...
— Na awans. Bardzo pięknie, u nas o awanse łatwo!
Pan naczelnik był w dobrym humorze, niedawno zjadł śniadanie, delektował się wybornem cygarem i miał ochotę do gawędki, choćby z suplikantem.
— Tak, tak — mówił — rzetelna praca zawsze znajdzie nagrodę; ale à propos, jakże się miewa hrabia? Jak mu się powodzi?
— Pan hrabia ma się dobrze, a co się tyczy powodzenia, o tem nie ma co mówić. Zamożny to człowiek, posiada kapitały znaczne.
— Za żoną duży posag wziął?
— Nie wiem, proszę pana naczelnika.
— Ale ja wiem; byłem na ich ślubie, bo trzeba wiedzieć, że łączy nas dawna znajomość od szkolnej ławy jeszcze.
— Właśnie pan hrabia wspominał.
— Tak, tak dawne dzieje, ale czemu pan stoisz? proszę siadać panie... jakżeż tam?
— Kwiatkowski, do usług.
— Panie Kwiatkowski, tak, siadajże pan. Polowania u hrabiego częste?
— Dużych dwa w zimie, a oprócz tego jesie-