Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

— Biedna panienka nie może o tem marzyć.
— Robią karyery... oho, ile ja znam biednych panien, które później karetami jeździły.
Zwrócił na inny przedmiot rozmowę; o posadach dobrych, o stosunkach swoich zaczął opowiadać szeroko i ostatecznie przyrzekł, że coś znajdzie. Zarekomendował się przytem.
— Moje nazwisko niewiele panu powie... Herman, skromne, jak widzisz, mieszczańskie — ale uczciwe. Żadnej plamy na niemniema, a żyło się, jak pan z siwych moich włosów wnosić możesz, dość długo. Za młodu trochę urzędowałem, później trudniłem się interesami, mająteczek miałem, następniem go sprzedał, operowało się pieniędzmi tak i owak, aby żyć, no i żyło się. Bogaty nie jestem, ale kawałek chleba mam. Dziećmi mnie losy nie obdarzyły; żonę miałem zacności kobietę, kaszlała i w Meranie umarła. Trudno, robiłem co mogłem, ratowałem, tysiące na to pękały...
Słyszący to, jakiś opodal siedzący człowiek, uśmiechnął się złośliwie. Herman to dostrzegł i nagle duszno mu się zrobiło, Kwiatkowskiego za rękaw pociągnął.
— Chodź pan — rzekł — na świeże powietrze, nie dobrze mi, przejdźmy się, do domu pana odprowadzę...
— To ja pana odprowadzę raczej, jeżeli chorym się pan czuje.
— Nie, nie, to przejdzie, nieraz mam takie ataki, rodzaj astmy, czy jak tam doktorzy nazywają. Ja mieszkam niedaleko, a że spacer w ta-