Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/49

Ta strona została uwierzytelniona.

udzielała wszelkich żądanych informacyj, gdzie targ najtańszy, którego dnia co kupić, jak się nie dać oszukać; raz nawet wybrały się na Grzybów po sprawunki. Znajomość dla dziewczyny, nieznającej zupełnie miasta, była bardzo korzystną. Dowiedziała się też Mania od sąsiadki swej, że o pracę i zarobek w Warszawie dość jest trudno, ale postarać się można, tylko trzeba coś umieć. Znając dobrze krój i szycie, można się w magazynie umieścić, umiejąc robić kwiaty, do fabryki dostać się nie trudno i zaraz pensyą płacą, po pięć, sześć, nawet do dziesięciu rubli — to jest dochód piękny, a przy oszczędności można z niego żyć.
— W rzeczy samej, — mówiła sąsiadka przymrużając piękne czarne oczy — żyć można, tylko trzeba oszczędnie i z wyrachowaniem. Mój mąż w fabryce zarabia rubla dziennie, ja za swoją robotę mam ośm rubli na miesiąc i jak pani widzi, żyjemy porządnie.
Sąsiadka doskonale znała miasto i sfery pracujące i informacye jej mogły się Mani przydać. Dziewczyna czekała tylko na przyjazd matki, aby ostatecznie powziąść postanowienie, a rwała się do czynu całą siłą młodej, zdrowej natury.
Wieczorem jednego dnia oczekiwała ojca, który zapowiedział, że przed ósmą na herbatę przyjdzie. Błyszczący, czyściutki samowarek już syczał, w drucianym koszyczku leżały świeże bułki, a Edzio pochylony nad książką, której mu przyjaciel Wicuś pożyczył, coraz to podnosił głowę i spoglądał to na zegar, to na bułki. Te go bardzo nęciły.