Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/83

Ta strona została uwierzytelniona.

i zabiegam dla drugich. Ojciec pani, zacności człowiek, dziwnie przypadł mi do serca, powiedziałem sobie, że wydobędę go z tych węgli i wydobędę... tylko czasu trochę trzeba. Obecnie trafiła się szczęśliwa bardzo sposobność wyświadczenia mu przysługi pośrednio.
— Jak to mam rozumieć?
— Trafia się doskonała posada dla pani. Właśnie pomimo wieku i astmy, która mnie dręczy, biegłem z tą wiadomością jak młodzieniec. Sądziłem, że z radością będę przyjęty, a tymczasem przekonywam się, że dobre wiadomości nie robią na pani żadnego wrażenia, może dla tego, że odemnie pochodzą... W takim razie przepraszam...
— Panie — odrzekła Mania — racz mi pan powiedzieć, z czego mam się cieszyć? Ze słów pańskich, jak dotąd dowiedziałam się tylko o uczuciach życzliwości dla mego ojca, za które jestem bardzo obowiązana — i że się trafia dla mnie posada. Jaka? W tej chwili nie mogę mieć nawet przybliżonego pojęcia, czybym ją mogła przyjąć, czy ona dla mnie dobra, czy nie.
— Ależ co do tego, nie może być dwóch zdań, przyjąć bez namysłu i spieszyć się, żeby kto inny nie ubiegł. Kandydatek jest dwadzieścia, tylko przez moje osobiste stosunki to wyrobiłem, że dla pani zostawione pierwszeństwo i oczekują pani przybycia. Miejsce to świetne, wynagrodzenie doskonałe, a praca, prawie że żadna. Idzie o to, aby pani chciała być towarzyszką pewnej damy niemłodej, trochę niedołężnej i chorej. Czasem