Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— A cóż to ma za związek z Zygmuntem?
— Przecież to twój konkurent... i prawdopodobnie...
Wanda rozśmiała się głośno.
— Otóż słowo ci daję, że już nie. Porozumiałam się z nim ostatecznie, jak z kuzynem i przyjacielem od dziecka... z zamiarów swoich stanowczo zrezygnował i poświęcenie to nie przyszło mu z trudnością... dzięki tobie. Istotnie on mnie nigdy naprawdę nie kochał. Widzę to teraz jasno. Lubił on mnie i lubi dotychczas, ale tylko po bratersku. On nigdy nie patrzył na mnie takim wzrokiem, jak na ciebie, ty od pierwszego razu wywarłaś na nim wrażenie — i nie bądź dla niego okrutną, lepszego męża nie znajdziesz. Zygmunt jest bardzo dobry człowiek.
— Ale ty, Wandziu, wytłomacz mi, dla czego?
— Do czasu, to tajemnica.
— A odemnie żądasz bezwzględnej szczerości.
— Maniu, nie posądzaj mnie o skrytość, dowiesz się o wszystkiem, ale nie teraz, nie dziś. Nie sądź, że mam zamiar zamknąć się w klasztorze, lub do końca życia być starą panną... Wprost przeciwnie... Serce moje wolne nie jest, dla tego też nie krępuj się względami, jeżeli Zygmunta kochasz... a przyznaj się, kochasz go.
— Ja nie wiem.
— Tak ci to trudno wymówić; więc powiedz przynajmniej, czy ci się podobał?
— Nie przeczę, podobał mi się istotnie.
— A ponieważ jest tobą zachwycony — więc wybornie, niech bywa u nas, niech się oświad-