W karczmie przesiaduje on sam, jego żona i córka, przyczem ciekawy jest podział pracy, jaki tu ma miejsce. Sam arendarz zajmuje się przeważnie „częstowaniem“ gospodarzy — rzadko kto go wyręcza, gdyż nie jest to czynność małej wagi.
Trzeba znać nałogi i „charakter“ każdego, stan majątkowy i całokształt stosunków rodzinnych i gromadzkich, trzeba wiedzieć komu, kiedy i jak borgować; — żyd-arendarz zna to wszystko i wyzyskuje ze zdumiewającą umiejętnością.
Córka zjawia się tylko przy przyjezdnych, szykuje nocującym pościel — i, w ogóle dla wioski małe ma znaczenie. Żona nie robi właściwie nic, lecz przenikliwie wgląda we wszystko, co się dzieje.
Karczma, w ten sposób urządzona, ma stanowczo wygląd karnego posterunku, operującego w ziemi nieprzyjaciół. Czasem, najbardziej obfitym w dobre „interesa“ dla żyda, jest jesień. W tej porze kończy się większa część robót gospodarskich i napełniają się jako-tako śpichrze włościan; wtedy także przypada znaczna ilość świąt i obchodów, uroczystości wioskowych (dożynki, wieczornice) i rodzinnych (chrzciny, wesela). Każde trochę gromadniejsze zejście
Strona:Klemens Junosza-Nasi żydzi.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.