rozwiązaniu tak zwanej „kwestyi żydowskiej“ nie ma co marzyć. Żadne półśrodki nie wykorzenią złego i nie doprowadzą do celu.
Zamiast isniejących dotychczas „Jeszybotów“ żydowskich, w których kształcą się po największej części rabini-fanatycy, częstokroć o ogólnych naukach świeckich nie mający pojęcia — pożądane byłyby zakłady naukowe, kształcące i ogólnie i religijnie przyszłych nauczycieli religii żydowskiej, kaznodziejów i rabinów. Ponieważ w ich rękach miałoby się kiedyś znajdować duchowe przewodnictwo mas pospólstwa żydowskiego, przeto należałoby tak te szkoły urządzić, żeby z nich wychodzili rzeczywiście ludzie światli, wykształceni zarówno pod względem religijnym, jak i ogólno-ludzkim. Zapewne, że taki nauczyciel mniej zajmowałby się z uczniami kwestyą: na którą nogę wprzódy wkładać należy pantofel i z której, rozbierając się, pierwej go zdejmować, ale natomiast mówiłby im o uczciwości i moralności, o pracy, o postępowaniu prawem, o obowiązkach względem Boga i bliźnich. Byłby to nauczyciel religii, przewodnik duchowy taki, jaki być powinien, ażeby godnie odpowiadał wzniosłemu swemu zadaniu.
Strona:Klemens Junosza-Nasi żydzi.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.