Takich wielkich bogaczy posiada miasteczko kilku. Udają oni kupców zbożowych, chociaż właściwie są faktorami faktorów, agentami właścicieli młynów parowych, jeżeli takie w okolicy istnieją, lub agentami pseudo-kupców z większych miast.
Ów „kupiec“ obraca nieraz i kilkoma tysiącami rubli powierzonych mu przez „grubszą rybę“ i ma od nich odsetki. Czasem robi spekulacye i na własną rękę, wkładając w nią cały swój kapitał i przyjmując do współki kilku lub kilkunastu współobywateli. Jeżeli jest szczęśliwy w interesach i wyrobi sobie poważną „firmę“, staje się mężem zaufania i bankierem całego miasteczka, a ojcowie powierzają mu mizerne swych córek posagi, prosząc, ażeby je w szczęśliwych operacyach powiększył.
Taki „bogacz“ przynajmniej głodu nie cierpi, a nawet, według opinii swoich współwyznawców, pozwala sobie na zbytki.
Miewa nietylko na szabas, ale nawet czasem i przy powszednim dniu kawałek mięsa, kartofli zjada bez liku, a zdarza się
twierdzonych przez rząd. Zachowałem jednak dawną nazwę, ze względu, że i żydzi zachowują ją dotąd.