resantowi odpowiedź. „Cadyk“ ma zazwyczaj liczną rodzinę, która opływa w dostatkach; dom prowadzi po pańsku, żyje dworno wyposaża dzieci hojnie, a na to wszystko daje fanatyczny tłum. Miasteczko, zamieszkałe przeważnie przez biedaków, potrafi jednak kilkoma tysiącami opłacić szczęście oglądania „cadyka“. Po jego wyjeździe nastaje nędza jak po pożarze — głód poprostu.
Znałem pewnego żyda, nędzarza nad nędzarze, sama jego powierzchowność wzbudzała politowanie. Chudy, zawiędły, wynędzniały i blady, a wiecznie głodny, podobniejszy był do widma niż do człowieka; miał żonę i coś ze siedmioro dzieci, półnagich, obdartych i również jak ojciec zgłodniałych. Żyd ten był niby szewcem, powiadam niby, gdyż w życiu swojem ani jednej pary butów nie zrobił, łatał tylko chłopom i łykom miasteczkowym stare chodaki i to było jego zatrudnienie w zimie. Latem puszczał się na korzystniejsze przedsiębiorstwa. Rozebrany do naga, brodził całe dnie po błotnistych rowach i po rzeczce. Z pierwszych, za pomocą starej koszałki wyławiał z błota piskorze, w drugiej łapał siatką kiełbiki i płotki, oraz najzyskowniejszą „zwierzynę“ — raki, które rękami z nor wydobywał.
Strona:Klemens Junosza-Nasi żydzi.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.