Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

literalnie przez calutką noc nie zmrużyłem oka.
— Dziś to sobie powetujesz.
— Ech! moja duszko, teraz to już nic; wetowałem sobie na wozie. Od kolei siedm mil opętanych, droga ciężka, koniska szły powoli, więc też kiwałem się jak żyd nad talmudem i spałem.
— Wiesz co, jabym nie mogła spać wracając do domu. Byłabym niespokojna, co się dzieje z dziećmi? daję ci słowo, nie usnęłabym!
— To niby przymówka...
— Ale cóż znowu? Ja tylko powiadam, że ja nie mogłabym spać. Zupełnie co innego jest kobieta, a co innego wy mężczyzni. My żyjemy więcej sercem, wy...
— Petronelciu, duszko? cóż-bo znowu... Sprawunki wszystkie załatwiłem co do joty, jak Pana Boga kocham, szpileczki najmniejszej nie zapomniałem. Kupiłem ci wszystko, wszystko, coś tylko kazała.
— O to mniejsza; przedewszystkim o twoje zdrowie idzie — w tym celu głównie jeździłeś, żeby zdrowie ratować.