Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co mówisz?!
— Тak, tak jest... Taki znakomity lekarz nie naraża pacjentów na koszta, nie napycha aptekarzom kieszeni, nie truje ludzi obrzydliwemi miksturami i proszkami, jak naprzykład nasz fuszer Frankiewicz, którego cała medycyna zasadza się na obejrzeniu języka.
— Ale mówże raz, jakaż to kuracja?
— Spokój! Wyraźnie mi powiedział: pan dobrodziej wyjątkowo masz silny organizm i wrócisz w krótkim czasie do zdrowia — tylko przedewszystkim staraj się pan o spokój... Tylko spokój; żadnych zmartwień, żadnych wzruszeń, żadnych irytacji — spokój i nic więcej, tylko spokój!...
Pani Ignacowa zamyśliła się.
— Dziwne lekarstwo! — rzekła, — ale jeżeli działa tak zbawiennie, to trzeba się o nie postarać koniecznie. Ja ze swej strony przyrzekam usuwać wszystko, coby cię niepokoić mogło. Nie mówmy więc o interesach, chociaż... chociaż byłoby dużo do powiedzenia... Nie mówmy, kochany Ignasiu.
— Oho! już coś jest! — zawołał zanie-