Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

porwie! młynarz za pół roku winien — a teraz szukaj wiatru w polu... Czy wiecie przynajmiej, dokąd się wyprowadził? Czy zostawił tu jakie rzeczy?
— To jest... proszę cię, ponieważ już wszystko jedno, więc mogę ci powiedzieć. Uciekł tak pokryjomu, żeśmy dopiero na drugi dzień spostrzegli, że go niema. Poprzedniego dnia kręcili się koło wiatraka jacyś obcy ludzie, ale sądziłam, że przyjechali jak zwykle do młyna.
— Żeby też nie posłać kogo, nie przepytać!
— Czyż mogłam przypuszczać, że ucieknie? Zdawało się, że człowiek porządny — już dwa lata u nas siedział.
— Znam ja, znam takich porządnych. Żeby go najjaśniejsze!
— Dajże już pokój, mój Ignasiu, nie irytuj się; milsze mi twoje zdrowie niż głupi czynsz z wiatraka.
— Tak, ale jak przyjdzie zapłacić głupie podatki, głupie towarzystwo, głupią służbę i głupiego najemnika, a ten i ów zarwie, to ja nie wiem jak będę wyglądał.