— Nie obawiaj się, zyskamy na czym innym; teraz proszę cię, zasiadajże i jedz. Mleko już jest.
Pan Ignacy zabrał się do mleka, ale jadł niewiele, bez apetytu; spoglądał ciągle przez okno na wiatrak i gniewnie ruszał wąsami.
Pani Petronela z córką zajęły się rozpakowywaniem sprawunków, pan Ignacy zaś, nie chcąc im przy tej ważnej czynności przeszkadzać, a może pragnąc uniknąć tak zwanych pierwszych ogni, wymknął się cichaczem na folwark.
Pierwszą osobą, którą spotkał był pachciarz Uszer: mały, szczupły żydek, o osobliwie żółtych włosach i brodzie. Uszer biegł zadyszany, z pośpiechem.
— Aj! waj! — zawołał — jak to dobrze, że wielmożny pan już przyjechał. Ja zaraz do wielmożnego pana leciałem, bo my wszystkie pogłupieli i nie wiedzieli, co robić.
— Cóż się stało?
— Co się miało stać? Nic się nie stało, tylko ta krowa łysa, co ją wielmożny pan przeszłego roku kupił od hrabiego...
— To co?
Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.