Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, ona zawsze tak mówi! Niech mnie wielmożny pan posłucha: ja daję za tę krowę całe pięćdziesiąt złotych — niech ja stracę!...
— Zwarjowałeś!
— I to może być, bo ona teraz warta może cztery, może pięć rubli.
— Taka piękna, tłusta krowa!
— To się tylko tak zdaje; niech wielmożny pan uważa, że w takim dużym bydlęciu to jest bardzo dużo gnatów, nawet mało co samego bydlęcia, tylko gnaty... Jankiel tak samo powiada, a on wielki znawca jest, i ja się też znam; żebym ja miał to w majątku, co ja już wykupiłem takie słabowite krowy i woły, ale niech wielmożny pan wierzy, że to jest ryzykowny interes. Trafi się małe bydlę, to niema z niego zysku; trafi się wielkie, to jeszcze gorzej jest... Tylko, że ja mam taką naturę, co nie lubię patrzyć na cudzą stratę... Mnie zaraz ściska koło serca, jak widzę, że gospodarz traci taki piękny dobytek. Więc kupuję, kupuję, bo jestem ryzykant! Czasem zarobię, czasem stracę, ale najprędzej to ja stracę... Już takie moje szczęście, wielmożny panie.