Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

W kilka lat później widziałem znowuż pana Ignacego; przyjechał do Warszawy z żoną kupować wyprawę dla swojej pięknej, śpiewającej Zosi. Oddychał wprawdzie trochę ciężko, skarżył się na reumatyzm w łopatce ale wyglądał doskonale. Pełną, ogorzałą twarz zdobiły ogromne wąsy, okazała tusza dodawała mu powagi.
Gdy mówił, że go w łopatce coś strzyka, radziłem, żeby się udał do sławnego doktora X.
— Niezawodnie wyleczy pana dobrodzieja — rzekłem.
— Daj pokój, bracie — odpowiedział, — wolę ja mego recepciarza z prowincji; jak mi zaordynuje synopizmy, to wiem przynajmniej, że mnie wyszczypią jak się należy... a te wasze znakomitości leczą spokojem... Ha! ha! dobre lekarstwo, jak kto ma folwark i córkę zamąż wydaje.