tję, choćby ze względu na koleżeństwo w książkowym interesie. Nieraz słuchałem światłych jego uwag i spostrzeżeń, które nad zmarnowanemi książkami, niby mowy pogrzebowe nad trumną wypowiadał.
Był to mały człowiek, ze śpiczastą bródką i przenikliwemi oczami, nazywał się Załmon Meir Samowar, pochodził z arystokratycznej rodziny, gdyż jego dziadek był wielki «kobulnik», co znaczy, że się nawet na kabale rozumiał... I Załmon Meir rozumiałby się na tym interesie, ale nie miał czasu, gdyż potrzebował dać żonie piętnaście rubli tygodniowo na życie i, prócz tego, cztery ruble oddzielnie na szabas, a przy ogólnej stagnacji i upadku literatury — niełatwo jest taką sumę zarobić. Niełatwo, tymbardziej, że dziennikarstwo zabiło literaturę książkową, a przytym «bibulniki», czyli handlarze grubej, ordynarnej, szarej bibuły, także dużo w fachu grabarzy książkowych popsuli.
Dawniej wogóle czasy były lepsze i, jak człowiek wyrobił sobie jaki geszefcik, to mu nikt w drogę nie wchodził;
Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.