— Pleciesz pan głupstwa, cały świat przyznał, że prasa to szóste mocarstwo.
— Żeby moje wrogi takie mocarstwo w plecy mieli — jak gazeta mocarstwo jest! To słabizna, gorsza od te bibułke, co na papierosy idzie; pfe, takie mocarstwo! Panowie dajecie na gazety taki papier co w nim niema kawałka szmaty, tylko, za pozwoleniem, jedna słoma i rozgotowane drewno. Czy ja się na tym nie znam? Jak kropla wody padnie, to ono się rozłazi, a jak dwa razy złożyć, to pęka na składaniu, jak przepalona skóra... Co warta jest gazeta? czy to towar? czy ona wchodzi do handlu? a panowie to rozsypujecie na cały świat...
— Grubo przeholowałeś panie Załmon.
— Aj, co ja nie wiem? ja też podróżowałem dosyć... ja bułem w Sochaczewie, bo moja żona jest sochaczewska rodzona, ja i tam widziałem gazetów... Nie, nie, pan sobie omyla! Gazeta to w handlu tyle znaczy co nic... to nie rachuje się nawet... A co się tyczy książki, to panowie też popsuliście cały ruch.
— W jaki sposób?
Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.