Pożegnałem grabarza książek i opuściłem fatalne cmentarzysko myśli ludzkich, zaklętych w stosy bibuły — opuściłem, rozmyślając nad tym, co mi szanowny Załmon Meir Samowar, ten niezaprzeczenie wielki znawca literatury, powiedział!
Niejednę piękną myśl marzyciele i poeci na cmentarzach znaleźli, stamtąd wynieśli oni wiele wzniosłych sentencji o znikomościach rzeczy ludzkich, mnóstwo pięknych poglądów o marności trudów naszych, starań i zabiegów! Marzycielom wtórowali w dumaniach grabarze, posiwiali starcy, z brodami do pasa, z czaszkami jak u trupów nagiemi.
Załmon Meir nawet na cmentarzysku, wśród drukowanych szczątków ludzkich idei znajduje myśl praktyczną, nie zastanawia się nad marnościami — ale uczy, jak spreparować to, co z góry na śmierć skazane — żeby jeszcze i z tego praktyczną korzyść osiągnąć... to też Załmon Meir ma zawsze swoje piętnaście rubli tygodniowo — a prócz tego, jeszcze oddzielne cztery ruble na szabas...
Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.