Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/148

Ta strona została uwierzytelniona.

wny, stan półświadomości i półrozmarzenia — mógł mniemać, że duchowa jego istota stała się podwójną, a raczej rozdzielała się na dwie istoty, z których każda myśli współcześnie, a odrębnie. Myśli tych istot biegną po liniach równoległych, ale w przeciwnych kierunkach, jedna zniedołężniała, półsenna, jeśli o myśli tak powiedzieć wolno, wlecze się powoli i niechętnie ku rzeczywistości, druga raźniejsza, żwawsza, niecierpliwa, biegnie w nieznaną jakąś krainę fantazyi, w której panuje błogi, niczem niezamącony spokój. Myśli rozchodzą się, oddalają jedna od drugiej, zegar cyka monotonnie, bronzowa gęba uśmiecha się wciąż głupowato, wpada to w światło, to w cień i monotonnym ruchem swoim zdaje się patrzącego na nią usypiać. On jednak nie śpi, on czuwa, ma pojęcie o tem, co się dokoła niego dzieje, tylko nie może się ruszyć, nie może na żaden sposób. Dziwna jakaś siła przykuła go do krzesła, uczyniła bezwładnym.
Stan taki trwa kwandrans, pół godziny, czasem dłużej, dopóki go jaki bodziec zewnętrzny nie przerwie; wystarczy westchnienie żony, czuwającej w sąsiednim pokoju, kaszel dziecka — i w jednej chwili myśli poprzednie znikają, a na ich miej-