Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/92

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiwały głowami, wzdychały ciężko, obliczały ile kosztuje sprawienie porządnej sukni na wesele.
Była to dla nich rozmowa bardzo ciekawa i zajmująca; twarze miały przytem bardzo ożywione, ruchy energiczne, a mówiły tak głośno, że chwilami głuszyły dźwięki muzyki, przygrywającej do tańca.
Wesele skończyło się jak najpomyślniej, goście odeszli zadowoleni, obsypując jeszcze raz życzeniami, tak państwa młodych, jak i rodziców.
Pan Lufterman, nie bez małej sprzeczki, załatwił rachunki z właścicielem sali, a dziadzio Gancpomader oświadczył, że sam odwiezie państwa młodych na nowe mieszkanie.
— Pojedziemy — rzekł — dorożką, na mój koszt i przekonacie się, że to jeszcze nie jest wszystko, co dla was zrobić zamierzam. Gdzie jest Izrael Meir? Gdzie jest swat? Ja jemu chcę coś powiedzieć.
Pokazało się z badania służby, że szanowny Izrael Meir Zwanzig przed godziną ulotnił się cichaczem, po angielsku, schowawszy do kieszeni, przez roztargnienie zapewne, dwa kawałki pieczonej gęsi, całego śledzia i trochę pierników.