Strona:Klemens Junosza-Pan Gamajda.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mądreśta wy... ale i mądremu czasem się uda rzec ni w pięć ni w dziewięć.
— Oho!
— A juści! Gdzie to macie pisane, żeby ja, dawny sołtys, gospodarz Józef Gwizdał, nie mógł postawić dla uczciwej kompanji trzy garnce gorzałki?... Taka moja wola i skutek... Wy kumowie, przyjaciele i chłopcy pijta, jako was proszę po grzeczności — a ty, Boruch, ruchaj się i tocz — bo takie twoje psie prawo!! Gospodarstwo mam, pieniądze mam — a wola moja kupić, to kupuję!
— Ha, ozwał się Onufry, — powiadają, że wielkiemu panu i wielkiemu komuś wszystko wolno...
Józef odciął się.
— I to powiadają, — rzekł, — że moczony jęzor lepszy, bo z suchego to jeno otręby się sypią.
— Mądre słowo, — wtrącił Boruch, — mądre słowo, na moje sumienie! Suche drzewo i suche siano, to dobrze, ale suchy gardziel to tyle znaczy, co próżna butelka, a próżna butelka tyle znaczy co nic!
— Pijta gospodarze na zdrowie, — rzekł Józef, — pijta Frańciszku, i wy Michale, i wy Janie, pijta jeno, nie pytajta nic... Ja po prawdzie do fundów niewyrywny, ale jak się rozchodzę, to już idę.
— Wy, panie Józefie, — odezwał się Boruch — to tak jesteście, jak na Zagrodziu młyn; bez cały rok on stoi, bo jemu braknie wody, a jak na wiosnę przyjdzie woda, to un zmiele cztery garnce żyta!...
— A wy zaś, Boruchu, to jesteśta podobne do chłopskiego buta, co ma w czubie wiecheć.