Strona:Klemens Junosza-Pan Gamajda.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchajta ludzie! — krzyknął Józef, już mocno podchmielony, uderzając pięścią w stół, — jak ja jeno wójtem ostanę, to wnet i z żydami porządek zrobię.
— Co wy zrobicie z żydami? — spytał Boruch.
— Zrobimy taką uchwałę, że jak jeno który żyd będzie cyganił i nie da gospodarzowi za zboże tyle, co się patrzy, to go zara wsadzim na dwadzieścia i cztery godzin do haresztu; a jak odsiedzi, tedy go na furę, odwieziem do granicy gminnej i wysypiemy do rowu — niech se idzie szachrować gdzieindziej, a w naszej zaś gminie musi być wszystko foremnie i sprawiedliwie, bez żadnego oszukaństwa i bez cygaństwa...
— Wy, — rzekł Boruch, — macie wielgie głowe, wy ministerskie głowe macie!..
— Albo nie?
— To tylko szkoda jest, że wam wasza kobieta z miotłą i z łopatą już dużo rozumu z tej mądrej głowy wybiła...
Józef oburzył się.
— A tobie, poganinie jeden, co do mojej głowy?
— Ny, ja też tutaj mieszkam, mnie także mądry wójt potrzebny. Dla mnie to lepiej jest, jak wójt ma wielką głowę; dla mnie niech on ma taki wielgi łeb, jak wół, to ja będę bardzo kontenty...
— Mnie się widzi żydzie, że ty ze mnie przekpiwasz?