— Pijcie na zdrowie.
— Nasz Maciej to wielki mechanik do szkła.
— Inszy człowiek będzie do każdej rzeczy sposobny, a inszy to i łyżką do gęby nie trafi.
— To niby mnie tak przymawiacie?
— Co mam przymawiać? Nikomu ja nie przymawiam, jeno tak powiadam, po sprawiedliwości.
— Ot, nie przekomarzajcie się po próżnicy, kiej bo piwo na kadzi, wypić nie zawadzi; a skoro pani adwokatka dała butelczynę, to niech jej Bóg miłosierny na dzieciach błogosławi.
— Kiej ich nie ma.
— To bajki! choć i nie ma, a dla tego popóźniej będą. Pamiętacie kumie, jak to Pieter Świdrowaty narzekał?
— A juści, Pieter Świdrowaty, co się z Magdą Baranówną ożenił.
— Czekali rok, dwa, trzy roki — nic — a on Pieter, chudzina, mało się nie zamartwił na śmierć. Powiada, pamiętam, do mnie: Oj sierota ja! sierota przez dzieci! Ni komu gadziny popaść, ni komu bydlęcia do wody zagnać, ni co!
— Bo i pewnie.
— Dlatego tera mają cościć ze siedmioro, a pochowali już z pięć.
— Tak to czasem bywa — zakończył Maciej — a wódka dobra!
— Bez wody.
— Wiadomo że nie taka, jak u Borucha.
Strona:Klemens Junosza-Pan Gamajda.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.