na chyba najlepiej wie, jak się mąż na przezwisko nazywa.
Z powodu tego wesołego zajścia wybory na kilka godzin przerwano.
Kobzikowski, ośmieszony, jako kandydat przepadł. Wybranym mógł zostać dawny wójt lub sołtys.
Gdy się zebrano powtórnie, wyborcy mieli się rozdzielić. Zwolennicy dawnego wójta stanąć po prawej stronie drogi, — sołtysowi po lewej.
Nieszczęściem dla stronnictwa Gwizdała, lewa strona była pozbawiona drzew, a słońce bez miłosierdzia piekło — wszyscy więc przeszli na stronę prawą, gdzie od kilku ogromnych topól cień padał — i w ten szczególny sposób dawny wójt wybrany został prawie jednomyślnie.
Pani Kobzikowska dostała silnego płaczu i spazmów i położyła się do łóżka.
Daremnie Kobzikowski usiłował ją pocieszać — odepchnęła go.
— Zejdź mi z oczu! zejdź mi z oczu, — wołała, — jestem skompromitowana, shańbiona!... Dotychczas byłeś zwykłym ciemięgą, a dziś jesteś już okrzyczanym gamajdą. Za takiego obwołano cię w gminie, za parę godzin dowie się o tem powiat, za parę dni gubernia... Zejdź mi z oczu, bo patrzyć na ciebie nie mogę!
To rzekłszy, wybuchnęła spazmatycznym płaczem, który się zaraz w śmiech spazmatyczny zmienił.
Kobzikowski głowę tracił.
Strona:Klemens Junosza-Pan Gamajda.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.