Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

i po chrześciańsku, jako, że okno potrzebne nie według grymasów, ani według zbytków, ale dla świętego stanu małżeńskiego, żeby żona koło męża, a zaś mąż koło żony, pracowali sobie sprawiedliwie na zucheleczek chleba naszego powszedniego, w zgodzie dobrej, wolnej a nieprzymuszonej woli, rozumie i sumieniu. Obaczy pani, że gospodynię skruszę...
Byłby Józef długo jeszcze opowiadał sklepikarce o swej wymowie i argumentach, jakich użyć zamierza na skruszenie gospodyni, ale burza rozszalała się na dobre... Zrobiło się prawie ciemno, błyskawice migały po niebie, huk grzmotów rozlegał się co chwila, a ulewny deszcz bębnił w dachy, rozbijał się po bruku, rynsztoki zaś w rwące strumienie zamieniał.
Jóżef żegnał się i pacierze odmawiał, sklepikarka zapaliła światło przed obrazem, i stali oboje przez czas jakiś w milczeniu, dopóki nawałnica nie przeszła.
Burza letnia nie trwa długo. Wiatr przepędził chmury daleko za Wisłę, grzmoty ucichły i słońce rzuciło na obmyte przez ulewę mury i bruki, złote snopy świetlnych promieni.
W rynsztokach wezbranych woda płynęła wartko; kilkunastu malców, zakasawszy ubranie, brodziło w niej z wielką uciechą, radując się bezpłatnej kąpieli. Dzieciaki te, chciwe na zabawę, jak szczury na żer, powybiegały z rozmaitych poddaszy, komórek, nór ciemnych i wilgotnych, ażeby użyć ruchu, swobody i powietrza. Rynsztok wydawał im się wielką rzeką, puszczali też na jego fale papierowe okręty, które