Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

ale nie oczekując na formalne zaprosimy, opowiedziała zaraz, że miarkując już od dość dawna, co się święci, obmyśliła sobie na wesele suknię taką, że aż łuna będzie od niej biła, i kapelusz, jakiego jej świat pozazdrości... W najlepszej harmonii obie damy spędziły ze dwie godziny na rozmowie, przerywanej ciągłem wchodzeniem sług po różne sprawunki, ale mimo tego bardzo zajmującej i serdecznej... Sklepikarka miała wielką chęć powiedzieć szewcowej o Andzi, ale powstrzymała się z obawy, żeby ta wiadomość nie miała złego wpływu na projektowane wybicie okna w sieni...
Po zrobieniu okna, niech się świat dowie prawdy!
Biedna Andzia! straciła zupełnie humor i pobladła. Mówiła niewiele, zamyślała się często, a uśmiechu na jej twarzy matka od tygodnia nie widziała... Nie zajmowało jej nic, nie wychodziła, jak dawniej na spacery, nie śpiewała, nie czytywała książek... Czasem tylko chodziła na chwilę do pani Kubikowej, zwłaszcza gdy dziewczęta same były w domu.
Jeden przedmiot pochłaniał całą jej uwagę, wszystkie myśli — teatr. Po za nim, świat zdawał się dla niej nie istnieć... Chodziłaby na widowiska codzień; gdy o teatrze była mowa, ożywiała się — a często podczas nieobecności matki, stawała przed lustrem, i spoglądając w jakiś kajet, mówiła głośno, gestykulując, siadała na fotelu, to znów chodziła szybko, udając płacz, lub śmiech...
Kuzynek pani Kubikowej zręcznie brał się do rzeczy. Widział Andzię raz po wyjściu z teatru, dwa