Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

Gdyby przed półrokiem, przed trzema miesiącami przyszła była Faramuzińskiemu myśl wprowadzenia swego siostrzeńca, wszystko ułożyłoby się inaczej, tak, jak pragnęła matka i stary przyjaciel domu. Może już do tej pory Andzia byłaby szczęśliwą gosposią we własnym swoim domu, kochaną i kochającą nawzajem.
Czemuż się spóźnił? Czemuż przyszedł wtedy dopiero, gdy już serduszko dziewczęcia nie było wolne, a młodą główkę inne zaprzątnęły myśli? gdy pokochała aktora, gdy uśmiechało się do niej życie pełne wrażeń nieznanych, gdy w wyobraźni majaczyły światła kinkietów, wieńce i tryumfy sceniczne?...
Szych i świecidła brała za czysty kruszec, ale nie jej w tem wina. Za mało wykształcona, aby mogła jedno od drugiego rozróżnić, sądziła tylko wrażeniem; nieznająca świata, ani ludzi, nie wątpiła o prawdzie i świętości uczuć człowieka, który tak ładnie o uczuciach deklamować umiał...
Kochała młodem, czystem sercem, szczerze i nie obłudnie, z wiarą we wzajemność, z przekonaniem, że uczucie tego rodzaju wieki przetrwa...
Wiedziała, że ze strony matki napotka opór, że będzie musiała zwalczać wiele przeszkód, nie była pewna, czy prośbą i łzami zdoła silną wolę matki przełamać — i te przypuszczenia zatruwały jej życie, wprowadzały w stan rozdrażnienia i rozgoryczenia dziwnego...
Przypomina sobie szczegóły rozmowy, jaką miała z matką przed chwilą, żałuje niektórych wyrażeń