męża. To trudno, mąż nie pies; prawo za nim stoi jak wół.
— Ratujcie mnie nieszczęśliwą! — jęczała pani Kubikowa — ratujcie!
Zaczęły się narady i szepty.
— Ależ pani dobrodziejko — odezwał się emeryt, który w tem zgromadzeniu reprezentował inteligencyę, doświadczenie i znajomość prawa, — pani dobrodziejko, za pozwoleniem, zrozumiejmy o co chodzi.
— Przepraszam państwa — zawołał kawaler, lokator facyatki — ja wiem o co chodzi. Pan mąż przyjechał z wizytą do pani żony, chcąc wyprawić srebrne wesele. Ofiaruję moje usługi do prowadzenia tańców i rekomenduję się jako znakomity aranżer.
To odezwanie się przyjęte zostało z oburzeniem; baby szczególniej tak się rozgniewały, że wyfraczony kawaler musiał ratować się ucieczką na piętro.
Pani Petronella zupełnie głowę straciła.
Emeryt, słysząc ciągłe jej wołania o ratunek, z pewnym odcieniem drwin, zapytał:
— Dobrze, będziemy ratowali, chciej nas pani tylko nauczyć, co właściwie mamy robić?
— Pomóżcie mi państwo wyrzucić go za drzwi i wypchnąć za bramę. Więcej nic nie żądam.
— Męża wyrzucić? Ależ po raz wtóry powiadam pani łaskawej, że prawo jest za nim.
— Prawo jest za mną! — krzyczała pani Kubikowa — on nic do mnie nie ma, jest seperacya.
— A, to co innego. W takim razie należy go prosić, żeby ustąpił.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/124
Ta strona została skorygowana.