Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

— Kiedy on nie chce.
— Ale... więc trzeba się udać pod opiekę władzy, ja sam pani dobrodziejce zreferuję podanie, i mam nadzieję, że słuszna jej skarga odniesie pożądany skutek.
— A on mi tymczasem całe mieszkanie zburzy.
— Jak będziesz niegrzeczna Nelciu, to zburzę — odezwał się z po za drzwi bas potężny. — Wróć do pokoju, przedstaw mi nasze ukochane córeczki, i ponieważ jestem wściekle głodny, daj mi co pić. Ruszże się, droga Nelciu.
Ostanie słowa wymówił otworzywszy drzwi. Na widok ogromnego, barczystego mężczyzny, wszyscy cofnęli się, jakby odepchnięci przez niewidzialną siłę; emeryt przycisnął się do ściany i pobladł.
Rzeczywiście pan Kubik wyglądał imponująco. Ogromnego wzrostu, z karkiem bawolim i dość otyły; opalony od słońca, z ogromnemi rudemi wąsami, miał postać i minę zbójcy. Twarz mu się świeciła, nos miał czerwony, oczy jakby za szkłem. Znać było po nim, że musiał dobrze pociągnąć nim tu przyszedł.
— No, cóż Nelciu? — mówił — nie słuchasz głosu serca, nie ciągnie cię do mnie nic? Podajże mi choć dwa paluszki, dwa patyczki, dwie kostki z kurczęcia... uśmiechnij się, luby aniele!
— Idź pan sobie, mam separacyę, nie potrzebuję znać takich sumogradów jak pan!
— Ślicznie, moja synogarliczko, perełko, brylancie, separacya nie przeszkadza kolacyi. Przyjmij godnie swego ukochanego.