Poparli Faramuzińskiego lekarze, i stanęło na tem, żeby nieszczęsnego sumograda do szpitala, nazajutrz jak najraniej, odesłać. Faramuziński przyrzekł zająć się tem i lektykę kazać sprowadzić. Przez noc chory będzie pod dozorem żony, córek i felczera — doktór obiecał, że nad ranem przyjdzie. Pani Kubikowa przygotowało łóżko, dziewczyny uprzątnęły potłuczone szkło i szczątki rozbitego krzesełka; w mieszkaniu zapanowała cisza, którą przerywał tylko chrapliwy oddech chorego.
Noc ta dla pani Kubikowej i jej córek przejść miała bezsennie, na ciągłem czuwaniu, felczer został z niemi, a Józef oświadczył, że zamiast w sieni położy się na schodach i będzie gotów na każde zawołanie.
Faramuziński, nie słuchając podziękowań, wyszedł.
Drzwi mieszkania pani Klejnowej były uchylone, widocznie czekała na niego.
— Niech pan wstąpi na moment — rzekła, rękę mu podając.
— Droga, kochana pani, feralny chyba dzień dzisiaj. Ta awantura musiała panią przerazić, ale już nie ma krzyków, teraz będzie cicho.
W krótkości opowiedział co zaszło, a mówił stojąc z kapeluszem w ręku, jak gdyby chciał zaraz odejść.
— Usiądź pan — prosiła.
— Późna godzina — odrzekł, na zegarek spojrzawszy — wpół do dwunastej; pani zapewne o spoczynku niebawem pomyśli.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/130
Ta strona została skorygowana.