Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

ja, matka, ja, nieodstępna prawie jej towarzyszka, nie domyślałam się, nie zauważyłam nic! Znajomość ta zrobiła się za mojemi oczyma, u kochanych sąsiadek. Mówię panu, że nie wiedziałam o niczem, a choćbym wiedziała, że się znają, toby mi nigdy na myśl nie przyszło, że Andzia może się zająć człowiekiem bez jutra... takiem nic...
— To jest prawda — odrzekł z westchnieniem — wszystko można przewidzieć i odgadnąć: spadek kursu listów, podrożenie placów, nawet zaćmienie słońca co do jednej sekundy, ale tego co się w sercu kobiecem dziać może, nie przewidzi żaden mędzec. Zdaje się oto żeś zgadł, żeś się domyślił, jesteś prawie pewny, że tam dla ciebie błyska zorza szczęścia, pali się słońce, że tak powiem, miłości... akurat! domysł twój nie wart złamanego grosza; zorza błyska... dla innego, albo wcale nie błyska, a dla ciebie zawsze chłód, zawsze mróz... Tak pani...
Może nie słyszała nawet tej przemowy, a może nie chciała jej zrozumieć, bo zamiast odpowiedzi, rzuciła Faramuzińskiemu pytanie:
— Co ja mam zrobić z tą dziewczyną? radź pan, co mam z nią zrobić?
— Albo ja wiem?...
— Kiedy jej ten teatr w głowę zajechał?... Czy pan wie, że ona chce zostać aktorką? Zkąd to się wzięło? przedtem nigdy podobnych chęci nie zdradzała.
— Jużcić musiało się to wziąć zkądś, samo z sie-