Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

życie to walka; prawda, prawda. Pani jesteś genialna kobieta, pomimo że...
— Ja, panie, jestem matka i chcę dziecko ratować; pan mienisz się moim przyjacielem, a zatem proszę pana, dopomóż mi, o ile to jest w mocy pańskiej.
— Owszem dopomogę, chętnie, z całej duszy. Jutro rano pojadę naumyślnie do fabryki i nabuntuję Franka, podbechtam, w ambicyę go wbiję; powiem mu: „Franek, pamiętaj, że twoja matka Faramuzińska z domu, wstydu wujowi nie zrób, nie daj się! Kochasz Andzię, nie pozwól, żeby jakiś komedyant zabrał ci ją. Nie daj się, walcz, zdobywaj, nie ustąp! Matka jest za tobą, ja jestem za tobą, wszystko za tobą. Obaczysz pani, że natchnę chłopca energią... Ale — dodał po chwili z westchnieniem — co będzie, jeżeli nasza energia nie przełamie uporu Andzi... co będzie?
— Panie, ja o tem myśleć nawet nie chcę.
— Ale, jeżeli, przepraszam panią, że to mówię, bo wszystko trzeba przewidywać, Andzia jest rodzona pani córeczka i nietylko kamienicę, ale i temperament po mamie odziedziczy.
— Nie, nie, panie Faramuziński! nie mówmy o tem, to być nie może. Przyjdź mi z pomocą poczciwie, jak zawsze, radź, obmyśl wyjazd, rozrywki, co chcesz, byle ją od niego oddalić, byle zapomniała.
— Pani moja — rzekł stary kawaler z powagą — nieboszczyk ojciec mój, gdy jeszcze byłem bardzo młodziutki, przepowiadał mi świetną przyszłość, mówił, że zostanę wielkim człowiekiem, dyplomatą. Sprawdziło się to w części, gdyż, zamiast politykiem, zostałem