dachu, pacykują gliną, wapnem, a baba tryumfuje. Postawiła na swojem, ma dachówkę! Na przyszły rok znów będzie to samo, dach zacznie zaciekać, Klejnowa będzie lamentowała, ja będę radził blachę, a ona swoje zrobi...
— Może zmieni zdanie — rzekłem.
— Zkąd?! jakim cudem! Ta wojna o dach trwa już między nami od lat piętnastu. Co wiosna powtarza się ta sama historya, ja swoje, ona swoje... a dom niszczeje, upada... I czy to tylko o to jedno! Wyobraź sobie, ma baba emfiteutykę i czynsz płaci, na magistrackim placu siedzi... Powiadam: — Wykup się pani, spłać od razu, plac nabądź, hypotekę ureguluj, na cudzem nie siedź, bądź obywatelką i dziedziczką. Mówię, jak sam widzisz, nie głupio; radzę poczciwie, po dobremu, a ona swoje! — Tyle lat — mówi — czynsz płaciłam; i nieboszczyk mąż mój, świeć Panie nad jego duszą, też płacił, więc zmian żadnych nie trzeba. Będę opłacała dalej, i basta; a co do mego obywatelstwa, to i małe dzieci wiedzą, że jestem dziedziczka i pani, że we własnym domu siedzę, tak jak nieboszczyk mąż mój siedział, i o łaskę nikogo nie proszę. Znają mnie tu wszyscy bardzo dobrze i wiedzą, żem z nieba nie spadła, anim z pod ziemi nie wyrosła... tylko że obywatelka warszawska sobie jestem a w swojej nieruchomości siedzę. — Ha — powiadam — skoro panią znają, niechże znają. Chcesz pani siedzieć na emfiteutyce, siedź, ale jak pani kiedy plac odbiorą, to nie wiem, gdzie kamienicę podziejesz... chyba weźmiesz na plecy i wyniesiesz za miasto...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/14
Ta strona została skorygowana.