ski i Klejnowa, najczęściej dostarczali przedmiotu do gawędy.
Pewnego ranka Józef opowiedział przyjacielowi, że w kamienicy № 000, wczorajszego dnia stała się heca. Sklepikarka poszła do gospodyni domagać się wybicia okna w ścianie, co zdawało jej się niezbędnem zewzględu na specyalność przyszłego małżonka.
Gospodyni, jak gospodyni, wiadomo co to za gatunek: gwoździa lokatorowi nie chce swoim kosztem wbić, nie dopiero okno całkiem z nowości sprawiać! Nie i nie; sklepikarka prosi, płacze prawie, powiada, że i męża radaby mieć, i sklepiku nie porzucać; perswaduje, jako i to i to potrzebne do szczęścia, — ale pani śmieje się tylko i ani myśli. Kobieta się rozżaliła i jak rozpuści język! A to, powiada, tak! to pani statecznej kobiecie wymawia, że we wdowieństwie cnotliwem za porządnego rzemieślnika i wdowca wychodzi, a córeczki własnej pani nie pilnuje! Córeczka do kościoła chodzi, żeby się tam z komedyantem spotykać!... Gospodyni w złość wpadła, kazała jejmości iść za drzwi, i zaraz dała do wywieszenia kartę, jako od pierwszego sklepik wolny i kto chce może przyjść do zgody. Zaraz jakiś człowiek się znalazł i oglądał, a baba aż piała ze złości i dogadywała, że ciemno, zimno, wilgoć, że wszystko pleśnieje...
— Po prawdzie i sprawiedliwości — zakonkludował Józef — gospodyni miała racyę. Co komu do naszej panienki? Kto jej zabroni chodzić do kościoła i rozmawiać z kim jej się podoba? Panienka jest panienka dobra, poczciwa i grzeczna, a ja sam powia-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/140
Ta strona została skorygowana.