— Że, cokolwiek by o mnie mówiono, pani jednak będziesz wierzyła, żem się nie zmienił i że serce moje pozostanie jednakowe aż do śmierci.
— Któż o sercu mówi? Ja pytam, gdzie pan przepadasz? ale widzę, że nic złego pana nie spotkało. Z kwiatkami pan chodzisz.!
— To dla pani, wszystko dla pani!
— Nie żartuj pan; wiesz, jakie mam ciężkie zmartwienie.
— Boże wielki! — zawołał. — Przecież nie z innej przyczyny, tylko z powodu tego zmartwienia kwiatki noszę i młodzika udaję. Pani smutek jest moim smutkiem, pani troska moją troską; swoich własnych nie mam.
— Wierzę, ale dla czego nie przychodzisz pan do nas?
— Tak trzeba, droga pani, — odrzekł — a dla czego, to mój sekret. Działam dla pani dobra, dyplomatycznie, ostrożnie, i zdaje mi się, że jestem na dobrej drodze. Co robię i jak robię, niech mnie pani nie pyta, bo nie powiem. Nie łapie się ryb przed niewodem. Niech mi pani ufa, i niech pani wie, że Faramuziński nie śpi, i że, pomimo wszystkiego co o nim mogą mówić, serce jego jest zawsze jednakowe, zawsze wierne, stałe w uczuciach, czyste w intencyach, niezmienione. Jakże nasza Andzia?
— Udaje spokój, ale ja widzę, że cierpi...
— Niech pani nadziei nie traci, wszystko będzie dobrze, a teraz do widzenia. Biegnę, bo mam się stawić na oznaczoną godzinę. Gdy będą już rezultaty,
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/150
Ta strona została skorygowana.