Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

— Ale wołałybyście spać. Znam ja was, moje panny, jak złe grosze. Śpiochy jesteście, dobudzić się was trudno.
— Nie! będziemy szyły całą noc i jutro, dopóki nie skończymy. Niech mama będzie spokojna, żadna z nas nie uśnie, a robotę wykonamy na czas.
Nie pomogła kuracya, ani troskliwa opieka żony: atak się powtórzył i zabił Kubika od razu, jakby uderzeniem potężnej maczugi.
Przed wieczorem, z tą wieścią żałobną przybiegł posługacz szpitalny. Pani Kubikowa wybuchnęła głośnym płaczem, blade dziewczyny wzdychały.
Po chwili opamiętała się.
— Chodźmy do miasta — rzekła, — póki sklepy otwarte; żałobę trzeba sprawić. Płaczem nie wiele zwojujemy.
Poszły we trzy za Żelazną Bramę, na Żabią; chodziły od sklepu do sklepu, targowały się, kłóciły z żydówkami ząb za ząb, o każdy grosz na łokciu, nim nabyły potrzebne sprawunki.
Po powrocie do domu natychmiast zabrały się do pracy.
— Jesteście sieroty — rzekła pani Petronela do córek, — a ja zostałam wdową, nie mam męża, a wy nie macie ojca... Rozmaicie bywało; nie postępował on jak należy, nie wiele o nas dbał, musiałam uciekać przed nim, seperacyę wyrabiać, z ciężkiej pracy utrzymywać i was i siebie... wiecie o tem dobrze; ale niech mu Bóg przebaczy, tak jak ja przebaczam! Już nie żyje, nie będzie więc dla nas ani zły, ani dobry, a my