Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

wiąc, nie radziłbym wchodzić w stosunek. Nie dla tego, że są nieuczciwi, nie! ja tego nie powiadam, bo ja, w ogóle przeciw koledze, choćby to był łotr oderwany od szubienicy, nigdy nie działam; ale są to biedacy. Pieniędzy żaden z nich nie posiada, więc jakaż może być spółka?
— Zapewne, zapewne, słuszna racya.
— Otóż ja mam zamiar zaproponować panu dobrodziejowi spółkę z kapitałem. Pan da trochę, ja dam trochę i zrobimy taką dyrekcyę, jakiej jeszcze w kraju nie widziano — bo z kapitałem. Będziemy dobrze płacili artystom, będziemy wystawiali sztuki wspaniale, bogato, będziemy mieli w repertuarze i dramat, i komedyę, i operetkę, i balecik. Uważa pan dobrodziej — balecik! co?
— Piękna myśl!
— Przekona się pan co to będzie. Pan dobrodziej, jako głęboki znawca sztuki, ja jako artysta — a obadwaj znów jako kapitaliści. Żeby kto po całym świecie chodził i szukał, to takiej drugiej doskonałej i dobranej spółki nie złoży.
Faramuziński uśmiechnął się.
— Zrobiłeś mi, kochany panie Aleksandrze, zaszczyt i przyjemność; zaszczyt proponując mi wspólną pracę, przyjemność, powiedziawszy, że jesteś kapitalistą. Serdecznie panu winszuję, bo bądź co bądź, aczkolwiek talent ma wielkie znaczenie, aczkolwiek jest to wyjątkowy dar Boży, jednak nawet z talentem, nawet szczęśliwemu wybrańcowi Fortuny, z kapitalikiem lepiej na świecie.