Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

— Tak się zdaje.
— Pewnik, prawda niezbita. Powiedz że mi też, drogi pani Aleksandrze, ile też masz kapitału?
— Sporo.
— Ze mną możesz być szczery, tembardziej, że mamy pracować do spółki.
— No, tak.
— Więc ile?
— Widzi pan, to zależy...
— Od czego?
— Od ceny domów w Warszawie.
— Aha! więc posiadasz pan dom.
— Tak, jakby.
— Gdzież to? na jakiej ulicy? Widzisz, kochany panie Aleksandrze, ja Warszawę znam jak mało kto, i wiem bardzo dobrze, ile który dom wart.
— Właściwie, panie dobrodzieju, dom, o którym mówię, jest niewielki, ale zawsze jakiś dochodzik przynosi, a w razie sprzedaży — wcale przyzwoitą sumkę możnaby za niego osiągnąć.
— Za ten pański domek?
— A tak.
— No, jeszcze kieliszeczek likieru, kochany współobywatelu, a może i sąsiedzie — rzekł Faramuziński, — bo trzeba wiedzieć, że ja także mam dom i także niewielki. Dzielny z pana człowiek, panie Aleksandrze, jak cię kocham, dzielny! Za twoje zdrowie. Obyś żył jaknajdłużej, obyś doszedł do szczytu sławy jako artysta, obywatel-artysta. Jakiż jest numer twojej nieruchomości?